poniedziałek, 22 lutego 2016

Chapter Twelve

******

          Winda powoli zatrzymała się, a metalowe drzwi rozsunęły się, wyrywając z uśpienia starszego mężczyznę w policyjnym mundurze, Ochroniarz ziewnął, przeciągając się z zaciekawieniem spoglądając na windę. Powoli podniósł się ze swojego miejsca, podchodząc do wejścia, uważnie lustrując jej wnętrze. Zatrzymał się kilka metrów od drzwi, mrużąc oczy, a kiedy nie zauważył nic podejrzanego, wyciągnął dłoń, aby wcisnąć przycisk odwołujący. Nim zdążył przycisnąć palec do ściany, ktoś chwycił go mocno za nadgarstek, wykręcając go i kładąc na podłodze. Po chwili ochroniarz leżał nieprzytomny na zimnej i brudnej podłodze.
          Kilka sekund później w holu pojawiła się ciemna postać dziewczyny, chowającej paralizator za pasek spodni. Krytycznie spojrzała na leżące ciało, cicho wzdychając i chwytając mężczyznę za ramiona, ciągnąc go w stronę kantorka na miotły. Upewniła się, że nie obudzi się przez kilka najbliższych godzin nim zatrzasnęła drzwi i ruszyła w głąb korytarza. Mocniej naciągnęła kominiarkę, starając się trzymać jak najbliżej ścian, aby kamery jej nie wyłapały. Powoli wślizgnęła się do jednego z sektorów, aby wyłączyć alarm przy drzwiach do głównego gabinetu. Odczekała kilka sekund, a kiedy nikt nie nadszedł, wyprostowała się, wyciągając wsuwkę z włosów.
          Przebiegła ostatnie kilka metrów, dopadając białych drzwi. Uklękła wsuwając cienki plastik do zamka, ruszając nim, aż w końcu usłyszała ciche kliknięcie. Ostatni raz rozejrzała się po korytarzu, ciągnąc za klamkę i wchodząc do pomieszczenia.
          Doskonale znała pokój w którym się znalazła. Z cichym westchnięciem ściągnęła kominiarkę, wiedząc, że było to jedyne pomieszczenie bez kamer. Powoli zbliżyła się do biurka, otwierając pierwszą lepszą szufladę. Przewertowała jej zawartość szukając papierów, które były jej priorytetem, jednak kiedy ich nie znalazła, odłożyła je na miejsce i zaczęła przeszukiwać kolejne półki. Jakiś czas potem była pewna, że czarny mebel nie zawierał tego po co przyszła.
          Rozejrzała się, zastanawiając się, gdzie mogłaby znaleźć dokumenty, w końcu decydując się na przeszukanie każdego kąta pomieszczenia, Uważnie przeglądała każdą rzecz, a im bliżej znajdowała się końca tym bardziej rosła jej irytacja. W końcu wykończona opadła na fotel, przykładając dwa palce do złotego kolczyka.
- Nic tutaj nie ma - powiedziała jeszcze raz się rozglądając - Stary dziad nas wykiwał.
- Sprawdzałaś wszystko? - mechaniczny, cichy głos rozbrzmiał w pokoju, dekoncentrując dziewczynę.
- Tak, kilka razy. Czysto. Teczki nie ma.
          Głos nie odpowiedział. Dziewczyna przeczesała dłonią włosy, marszcząc brwi. Była pewna, że dokumenty tutaj są, sama słyszała jak Gryffiths mówił, że bezpiecznie je schował. Musiał ukryć je w takim miejscu, że miał je cały czas na widoku, a jednocześnie były ukryte, aby nikt nieproszony ich nie zauważył. Phoebe musiała przyznać: staruszek był przebiegły i doskonale dbał o swoje bezpieczeństwo.
            Westchnęła, zrezygnowana podnosząc się z fotela, nagle się zatrzymując. Powoli usiadła ponownie, gwałtownie się podnosząc. Zamrugała oczami, kucając i odwracając fotel, nogami do góry. Była pewna, że czuła pod swoimi pośladkami papierowy materiał, który nie miał prawa znaleźć się w takim fotelu. Nie kiedy kosztował więcej niż jej dom.
           Dokładnie zbadała fakturę, powstrzymując okrzyk radości, kiedy wyczuła szwy. Grube, mocne szwy. Odpięła zamek kurtki, wyciągając z kieszeni scyzoryk. Bez wahania wbiła ostrze w skórę, z satysfakcją patrząc jak tnie materiał. Rozerwała ostatnie kilka milimetrów, pozwalając czarnemu kwadratowi opaść na podłogę. Pod przeciętą skórą, leżała teczka, która bez wątpienia zawierała dokładnie te dokumenty przez które znalazła się tutaj. Chwyciła papier, zginając go i chowając do kieszeni.
- Mam to. Zmywam się stąd - rzuciła stawiając krzesło w taki sam sposób jaki zastała. Odwróciła się, gotowa aby wyjść, nieruchomiejąc. Za drzwiami widziała światło padającej latarki. W ostatniej chwili chwyciła kominiarkę, zakładając ją, nim drzwi gwałtownie otworzyły się ukazując jednego z ochroniarzy z bronią wycelowaną prosto na nią.
- Nie ruszaj się! - krzyknął powoli wchodząc do pomieszczenia, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Phoebe prychnęła, wyciągając prawa dłoń w jego kierunku. Z pierścionka wystrzeliła mała strzałka, która wbiła się w szyję mężczyzny, aby po chwili upadł nieprzytomny na podłogę. Nie czekała, aż reszta ochrony wpadnie do gabinetu; wybiegła z niego, kierując się stronę tylnego wyjścia. Nie mogła pozwolić, aby ktoś ja teraz złapał. Cały plan sypnąłby się, gdyby odkryli jej tożsamość. - Stać! - słyszała szybkie kroki za sobą i odgłos strzał, jednak nie odważyła się odwrócić. Po krokach mogła zgadywać, że biegła za nią trójka ochroniarzy, a reszta zapewne kryła się na dolnych piętrach. Musiała coś szybko wymyślić, inaczej mogła pożegnać się z ucieczką.
           Skręciła gwałtownie w lewy korytarz, obmyślając na szybko plan ucieczki. Podbiegła do samego końca, podskakując i przyczepiając się do sufitu. Zawisła kilka metrów nad ziemią, z bijącym sercem czekając na nadbiegających mężczyzn. Miała tylko cichą nadzieję, że jej plan się powiedzie. Nie miała czasu aby wymyślać kolejny.
           Tak jak podejrzewała, mężczyzn była trójka. Dobiegli do końca korytarza, nerwowo rozglądając się dookoła. Zmrużyła oczy skupiając się na najbliższym ochroniarzu. Cicho zeskoczyła za nim, wyciągając paralizator i przykładając do jego szyi. Cichy bełkot, który wydostał się z jego ust, zwrócił uwagę reszty. Kiedy opadł na podłogę, wycelowała rękę w kierunku jednego z nich, strzelając w niego strzałkami usypiającymi. Schyliła się, kiedy usłyszała strzał, podbiegając szybko do ostatniego uderzając go w brzuch. Wybiła z jego dłonie pistolet, szybka ją wykręcając i popychając go na ścianę. Szybko do niego doskoczyła, wbijając w jego skórę swoje paznokcie i obserwując jak powoli zamyka oczy, w końcu całkowicie zasypiając. Odetchnęła głośno, prostując się, aby sekundę później zostać pociągnięta na drugi koniec korytarza. Odwróciła głowę, widząc ochroniarza, do którego strzeliła strzałkami. Zmrużyła oczy widząc knot wbity w ramię, zamiast w szyję. Krzywo się uśmiechnęła stając prosto i cierpliwie czekając na to co zrobi mężczyzna. Facet powoli szedł w jej stronę, delikatnie się chwiejąc. W jego dłoni niebezpiecznie drżał pistolet gotowy do strzału.
- Nie...nie ruszaj... się - wystękał, chwiejąc się coraz bardziej. Phoebe, wywróciła oczami, skacząc w jego kierunku i szybko unieruchamiając. Strzałki, które miała w pierścionku już się skończyły, tak samo jak paznokcie, które mogła użyć tylko raz. Westchnęła cicho, wypowiadając w myślach słowa przeprosin, gwałtownie skręcając głową mężczyzny. Nie spoglądając na ciała, wybiegła z korytarza, nie chcąc zastanawiać się, czy ostatni ochroniarz przeżył. Zbiegła po schodach, wybiegając kilka pięter niżej.
             Zatrzymała się, upewniając się, że nikt za nią nie biegł, powoli wychylając się zza róg. Była pewna, że ochrona obstawiła już wszystkie drzwi, więc jedyną droga ucieczki, która była możliwa zostawały okna. A była na szesnastym piętrze.
- Mam odciętą drogę ucieczki - syknęła cofając się kilka kroków. - Obstawili wszystkie wyjścia, jestem na szesnastym piętrze. Nie mam jak się wydostać.
- Wykorzystaj nasz plan B - usłyszała. Gdyby mogła, głośno roześmiałaby się, na absurd jaki jej zaproponowano. Plan B był najgorszym szaleństwem na jaki ktoś mógł kiedykolwiek wpaść. Jeden zły ruch i nie zostałoby z niej nic. - Rozumiesz?
          Warknęła cicho, ponownie się wychylając. Jedyne co mogła zrobić to unieruchomić kolejną dwójkę mężczyzn, a potem... miała drogę wolną.
- Miło się z wami pracowało - rzuciła, odłączając radio. Policzyła do trzech, ostatni raz sprawdzając czy dokumenty nadal były na swoim miejscu, wybiegając zza rogu.
         Dokładnie kilka sekund zajęło ochroniarzom zorientowanie się w sytuacji. Phoebe przez ten czas zdążyła do nich podbiec i korzystając z zaskoczenia znokautowała jednego z nich, Szybko się odwróciła, ignorując piekący ból w podbrzuszu, aby w ostatniej chwili chwycić pędząca w jej stronę dłoń. Okręciła się wykręcając ją mężczyźnie, szybko zabierając mu kajdanki i przypinając go do nich. Pchnęła go, obserwując jak upada na podłogę. Uśmiechnęła się, biegnąc w kierunku wysokich okien, słysząc krzyki reszty za sobą. Uskakiwała, słysząc strzały z pistoletów, obierając sobie za cel dobiegnięcie do okien. Zagryzła mocno usta, kiedy poczuła ostry ból rozchodzący się w dół ramienia. Nie miała czasu, aby zatrzymać się i przyjrzeć dokładnie ranie, musiała ratować swoją skórę.
         Przyśpieszyła, kiedy do okien zostało jej kilka kroków, Wyciągnęła przed siebie ręce, chroniąc w ten sposób twarz przed ewentualnymi odłamkami szkła. Wpadła na szkło, przebijając je i wypadając na zimne powietrze. Runęła w dół, z zaskakująca prędkością obserwując jak asfaltowa uliczka zbliża się w zastraszającym tempie. Kątem oka zauważyła zbliżającą się do niej sznurowana drabinę, przywiązaną do lecącego nad nią helikoptera. Ostatkiem siły wyciągnęła dłoń, czując jak ktoś chwyta jej palce i gwałtownie ciągnie w swoją stronę. Z impetem zderzyła się z twardą klatką piersiową, pozwalając sobie wypuścić głośny jęk bólu.
- Następnym razem nawet nie próbuj się z nami żegnać! - usłyszała. Ostatkiem sił uniosła głowę skupiając się na mężczyźnie, który ją trzymał. Zmarszczyła brwi, rozpoznając poszczególne rysy. - To jeszcze nie koniec mała. - Michael wybuchł śmiechem, ściskając mocniej moje ciało. - Dobrze się spisałaś.

**********
Witam, witam :)
W ramach rekompensaty za dość długą nieobecność wstawiam dość długi odcinek. Mam nadzieję, że zapewniłam Wam odpowiednią dawkę adrenaliny :)
A co do szablonu... dziewczyna która go robi, powiedziała, że wyśle mi go na maila.... mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj, albo jutro.
Dwa odcinki w jeden dzień :o
A muszę napisać jeszcze jeden....
Ciao!
Ch.

1 komentarz: