sobota, 16 maja 2015

Chapter Three


*****

~Phoebe~

     Zdezorientowana usiadłam za biurkiem, tępo wpatrując się w leżące przy mnie dokumenty, na których widok skakało mi ciśnienie. Siłą powstrzymywałam się, aby nie opuść budynku, głośno trzaskając drzwiami, aby pokazać wszystkim w jakim jestem obecnie nastroju. Dodatkowo plan Griffiths'a koligował się z moim, czego skutkiem była afera zaręczynowa Louisa i Eleanor.
     Warknęłam pod nosem, przeczesując ręką włosy i jednocześnie próbując wymyślić sposób na obejście żądań, postawionych przez starca. Być może nie muszę zawiadamiać wszystkich mediów i fanów; mogę przecież napuścić na Louisa jednego, marnego i najgorszego reportera, jakiego tylko widział świat i co najwyżej pięcioro fanów, to wszystko. Szatyn nie będzie czuł się tak bardzo niekomfortowo, kiedy upadnie na jedno kolano... ponownie.
     Przesunęłam wzrokiem po papierach, decydując się ułożyć je w dwa stosiki i jeden z nich zanieść mężczyźnie za drzwiami. Mimo, że była to mozolna i niebywale nudna praca, chciałam się z tym jak najszybciej uporać. Od dziecka wiedziałam, że nie będę pracować w biurze jako asystentka. Mimo, że ta praca była dla mnie przykrywką, z wytęsknieniem oczekiwałam godziny ósmej wieczorem, kiedy mogłam wreszcie zejść z posterunku.
     Białe kartki zręcznie przewijały się przez moje palce, skupiając całą moją uwagę, wyłącznie na sobie. Nie zwróciłam uwagi na dźwięk otwieranych drzwi, ani szybkich i natarczywych kroków.
        - Phoebe - drgnęłam, słysząc nieznany mi głos. Oderwałam się od papierów, spoglądając na osobę, która mi przeszkodziła. Louis Tomlinson. -  Bądź przy porcie koło Tamizy o siódmej wieczorem - warknął, odsuwając się. Założył ręce na piersi, eksponując swoje mięśnie, chcąc mnie w ten sposób przestraszyć. Cóż... udało mu się
       - Czy... wiesz ilu chcesz reporterów na miejscu?- zająknęłam się,próbując uniknąć wściekłego wzroku szatyna. - Fanów?
        - To ty o tym decydujesz, nie ja - zaśmiał się, mrużąc oczy. Skinęłam głową, sięgając po telefon, chwilę się zastanawiając i wybierając jeden z numerów, które miałam przygotowane na specjalnej liście. Założenie było takie, że miałam dzwonić do wszystkich z tych osób, ale skoro to ja mogę o tym decydować... - Co robisz?
    Uniosłam wskazujący palec przykładając go do ust i lekko przekrzywiając głowę. Czekałam, aż osoba po drugiej stronie,łaskawie podniesie słuchawkę i pozwoli mi na wykonywanie mojej ''pracy''.
        - Dzień dobry, nazywam się Phoebe Henley - powiedziałam do aparatu, kiedy po drugiej stronie odezwał się męski głos - Pracuję dla Modest! Management, chciałam poinformować państwa, że jutro odbędą się zaręczyny Louisa Tomlinsona i Eleanor Calder. Panu Tomlinsonowi bardzo zależy, aby ta informacja pozostała tajna do jutrzejszego wieczora, jednak chciałby - o ile to oczywiście możliwe - aby ten fakt ukazał się w najbliższym wydaniu gazety. Czy byliby państwo tacy uprzejmi i sfotografowaliby parę? - wyrzucałam z siebie słowa, ignorując zaskoczony wyraz twarzy Tomlinsona. Ściągnęłam brwi, wsłuchując się w słowa niewidzialnego dla mnie mężczyzny, aby po chwili wypuścić ze świstem powietrze - Niestety, ale nagrywanie filmu nie wchodzi w rachubę. Panna Calder nie życzy sobie zbiegowiska. Wyraziła zgodę tylko na zdjęcia, oraz na jednego reportera. Czy to Panu odpowiada? - wywróciłam oczami, skupiając się na sylwetce Louisa, siedzącego po drugiej stronie biurka z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Nie podejrzewał, że to tak rozegram. Nie jestem twoim wrogiem, Louis - Port obok Tamizy, siódma wieczorem. Proszę zachować dyskrecję. - dodałam po chwili, rozłączając się bez pożegnania.
     Odłożyłam telefon, chwytając do ręki długopis i skreślając wszystkie pozostałe numery oprócz jednego - pod który dzwoniłam. Amanda zajmie się sfałszowaniem rozmów z pozostałymi.
        - C-co... k-kogo ty...
        - The Sun będzie świadkiem waszych zaręczyn - przerwałam chłopakowi, wrzucając kartki do niszczarki. - Powiadomię czwórkę fanów, jeżeli Harry chce przyjść niech to zrobi, ale pod warunkiem, że ukryje się i przebierze za fana. - podniosłam się z miejsca, chwytając plik dokumentów i podchodząc do drzwi Griffiths'a. - Idź już Louis. To, że poszłam ci na rękę, nie oznacza, że będę ciągle robić to samo. Powinieneś być teraz z Eleanor - odwróciłam się na kilka sekund, po czym zapukałam i weszłam do gabinetu mojego szefa.

~Harry~

     Metaliczny posmak krwi, otrzeźwił mnie na tyle, abym mógł przestać zagryzać swoją wargę. Pokręciłem głową, wstając z miejsca i kopiąc najbliższy przedmiot znajdujący się pod moimi stopami.
        - Harry, uspokój się! - silny uścisk dłoni Louisa, oplótł moje ciało, nie pozwalając mi na wykonanie, chociażby najmniejszego ruchu. Znieruchomiałem w ramionach szatyna, głośno oddychając. Oboje wiedzieliśmy, że zbliża się mój napad paniki, a tego chcieliśmy za wszelką cenę uniknąć. - Gdybym wiedział, że tak zareagujesz... nie mówiłbym ci.
        - Ona coś knuje, Louis! - szepnąłem, czując jak kropelki potu spływają po moim czole. Ponownie próbowałem wyrwać się z jego uścisku, jednak chłopak nie miał zamiaru mnie puścić. Mimo tego że był mniejszy i drobniejszy ode mnie, ciągle miewał przewagę w postaci swoich dobrze wyrzeźbionych ramion. - Nie chcę, żeby nas zniszczyli, oni już to robią, już nas oddzielają, nie pozwalają nam się nawet dotykać!- zapłakałem, opadając na silną pierś Tomlinsona. Niebieskooki, delikatnie gładził mnie po głowie, starając uspokoić, jednak czułem, że to nic nie da.
     Modest, zniszczył mnie tak bardzo, że każdy, chociażby najmniejszy zakaz, odbierałem jako atak, na swoją osobę i wpadałem w histerię. Rzucałem wszystkimi przedmiotami, które były pod moją ręką, płakałem, krzyczałem i nie dawałem się uspokoić.
       - Harry... Harry, proszę... proszę Harry,słuchaj mojego głosu... - rozpaczliwa nuta w głosie chłopaka, rozbrzmiała w mojej głowie, jednak nie reagowałem. Czułem jak moje ciało oplata coraz większy strach, jak zaćma zasłania mój umysł zostawiając jedną, jedyną myśl '' oni chcą was zniszczyć ''. Nie panowałem nad swoim ciałem, które po kilku sekundach opanowały drgawki i przejmujące dreszcze. Traciłem oddech, coraz bardziej się dusząc za każdym razem, kiedy rozpaczliwie starałem się zaczerpnąć powietrza. - Hazza... proszę... posłuchaj mnie, a będzie dobrze - Nie rozumiałem poszczególnych słów, więc nie potrafiłem spełnić prośby kogoś, kto do mnie mówił. Wymachiwałem rękoma, starając uwolnić się od przejmującego ciężaru, oplatające moje ciało, jednak kiedy rozpaczliwie się szarpałem, uścisk zwiększał się, odbierając mi resztki oddechu. Zrozpaczony załkałem, opadając na coś twardego za mną i chowając w tym czymś twarz. Wiedziałem, że to mój koniec. Wiedziałem, że to właśnie tak umrę. - Kochanie.... skarbie proszę...!- zacisnąłem mocniej oczy, chwytając dłońmi garść swoich włosów i krzycząc - Harry, to ja.. Louis! Hazza.... proszę skarbie, musisz się uspokoić, musisz zacząć normalnie oddychać...!
     Skoncentrowałem się na cichym uderzaniu czegoś, co znajdowało się zaraz obok mojego ucha. Lekkie, przyjemnie i delikatnie przyśpieszone uderzanie. Słuchałem tego odgłosu, zrównując z nim swój oddech. Gdzieś z tyłu słyszałem czyjeś słowa, jednak nie chciałem się w nie wsłuchiwać. Jednym bezpiecznym odgłosem, było ciche bicie czegoś, czego jeszcze nie zlokalizowałem. Czegoś, czego nie znałem.
     Tlen wreszcie został dostarczony do komórek w moim mózgu. Z radością zaczerpywałem nowe oddechy, pozwalając się zrelaksować całemu ciału. Strach powoli ustępował, a na jego miejsce wkraczało zmęczenie.
        - Hazza... - uchyliłem powieki, patrząc zamglonym wzrokiem na pochylająca się nade mną postać. - Harry...?
     Delikatna dłoń pogładziła mnie po policzku, przez co na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Zanim straciłem świadomość, uświadomiłem sobie, dzięki czemu się uspokoiłem; zlokalizowałem to tajemnicze uderzanie. To było serce Louisa.

************
Początek jest trochę dziwny, no ale...
Przepraszam za moja nieobecność, ale w zeszłym miesiącu miałam wypadek i teraz pozdrawiam z łóżka szpitalnego ;) Tak szybko mnie nie wypuszczą....

5 komentarzy = next!

6 komentarzy:

  1. Świetny :D Louis taki słodki aww *-* czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  2. super! czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. No, Noo, Nooo...
    Nareszcie *.*
    rozdział naprawdę przecudny :) Więc nie każ czekać długo na kolejne :)
    Louis... nooo... co tu dużo mówić :)
    ogl bardzo polubiłam Phobe :)
    Ciekawie wszystko się rozwija, a i styl pisania zachęca jeszcze bardziej do wyczekiwania kolejnych części :)
    No to czekam :)
    Życzę dużo weny :*

    Zapraszam:
    overdose-harrystyles.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG!!!! Nawet nie masz pojęcia jak bardzo chce kolejny rozdział!!!
    Uzaleznilam się od tego bloga!!!!!
    Rozdział jest ŚWIETNY!!!!!
    Czekam z niecierpliwością na next'a!!!
    Claudia xxx.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział C:

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział! Bardzo ciekawi mnie ta historia i już nie mogę się doczekać na next ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń