niedziela, 5 kwietnia 2015

Chapter One

******

     Nerwowym ruchem przygładziłam kołnierz białej, eleganckiej koszuli, kurczowo ściskając niebieską teczkę i rozglądając się po pomieszczeniu. Gabinet głównego szefa Modest! Management w cale nie wyróżniał się pod względem narcyzmu i snobizmu jaki panował w całym budynku. Zimne barwy pokoju oraz ogromne okno wbudowane w ścianę na całą jej szerokość, upewniły mnie w przekonaniu, że mężczyzna, który tutaj pracuje, nie da się łatwo zmanipulować. Zewsząd spoglądały na mnie portrety z tą samą, jednakową twarzą, twarzą, która za kilka minut miała zostać moim szefem.
     Drzwi gwałtownie otworzyły się, ukazując niewysokiego, łysiejącego grubaska o paciorkowatych oczach i obślizgłym uśmiechu na ustach. Uważnie zmierzył moją sylwetkę wzrokiem, a kiedy ruszył powoli w moją stronę z - w jego przekonaniu - zalotnym uśmiechem, mogłam dostrzec powoli rosnące wybrzuszenie w jego spodniach. Stłumiłam ciche prychnięcie jednocześnie zmuszając się do powstrzymania wymiotów na widok trzęsącego się ciałka staruszka.
        -Phoebe Henley.- stwierdził zatrzymując się przede mną i kładąc jedną ze swoich brudnych, obślizgłych dłoni na moich plecach. Na kilka sekund spuścił wzrok na lekko odsłonięte piersi i z jękiem zadowolenia oblizał swoje usta.- Starasz się o posadę mojej asystentki?- zapytał z ociąganiem zerkając w moje zielone oczy. Przełknęłam ślinę, kiwając głową, uważnie obserwując każdy ruch mężczyzny.- Dobrze... bardzo dobrze- mruknął uśmiechając się i - ku mojej uciesze - odsuwając ode mnie.- Czy mogę zobaczyć Twoje CV?
     Trzęsącą się dłonią, podałam staruszkowi niebieska teczkę, a następnie opadając na fotel po drugiej stronie biurka. Griffiths wyciągnął biała kartkę papieru z idealnie wymyślonym CV, zerknął na nią, a następnie wrzucił do niszczarki papierku stojącej obok jego biurka. Maszyna wydała z siebie charakterystyczny odgłos, a po chwili na idealnie gładkim blacie, wylądowała spora kupka białych papierków. Zmrużyłam oczy patrząc na mężczyznę, niemo oczekując od niego wyjaśnienia.
        - Zaczynasz w poniedziałek. Bądź tutaj o ósmej.- powiedział luzując czarny krawat, starannie zawiązany na szyi. Skinęłam głową, nic nie mówiąc, decydują się opuścić pomieszczenie, zanim mój nowy szef, nabierze ochoty na wykorzystanie mojej osoby do umilenia sobie poranka.
     Kiedy po kilku minutach, znalazłam się przed wejściem do słynnej firmy managerskiej, odetchnęłam z ulgą. Rozejrzałam się, uważnie lustrując teren dokoła mnie i powoli kierując się w stronę kawiarenki, gdzie czekał na mnie Jeffrey. Od niechcenia poprawiłam kolczyk w swoim uchu, uruchamiając tym samym głośnik zamontowany w zimnym metalu. Przez chwilę słyszałam szum, który z sekundy na sekundę zaczął się unormowywać, aż w końcu całkowicie ucichł.
     Londyn był wspaniałym miastem, jednak zbyt mokrym i ponurym jak dla mnie. Przez te kilka dni, które spędziłam w słonecznym Los Angeles, dopracowując nasz plan, pokochałam słońce i wysoką temperaturę. Nagły przeskok na zupełnie inny kontynent, gdzie pogoda zdawała się rządzić własnymi prawami, spowodowała, że moja tęsknota za domem wzmogła się, uświadamiając mi tym samym powód, dla którego to robię.
        - Phoebe- drgnęłam, kiedy w słuchawce odezwał się metaliczny głos mężczyzny.- Nie obracaj się. Masz ogon.
        - Żartujesz sobie?- syknęłam przybliżając do ust dłoń z podrobioną złotą bransoletką, gdzie schowany był malutki mikrofon. Dyskretnie spojrzałam do tyłu, zauważając wysokiego i dobrze zbudowanego mężczyznę, starannie unikającego mojego wzroku.- Co teraz?- przejechałam palcem wskazującym po pomalowanych wargach, udając, że je ścieram.
        - Zgub go. On jest z Modest, nie może cię zobaczyć ze mną.
     Westchnęłam przeciągle rozglądając się i gorączkowo myśląc nad sposobem zgubienia nieznajomego. Abym swobodnie mogła przejść do kawiarni, gdzie miał czekać Azoff razem z pozostała dwójką ''wtajemniczonych'', musiałam zorganizować coś naprawdę szybkiego i spektakularnego, co byłoby w stanie wywołać ogromne zamieszanie.
     Zmrużyłam oczy, kiedy kilka metrów przede mną, zauważyłam starszą panią z kilkoma psami na smyczy, przechodząca obok witryn sklepowych. Jeden z nich, na specjalnym, starym stole, poukładane w równym rządku miał jabłka, które z pewnością miały zachęcić, do wejścia do budynku. Nieznacznie zbliżyłam się do stoiska, lekko trącając go ręką, przez co nóżki załamały się, a kolorowe owoce potoczyły wprost pod nogi starszej pani. Kobieta zachwiała, upadając z głośnym krzykiem na ustach, a przerażone nagłym wybuchem psy, szarpnęły się, tym samym wyrywając smycz z jej słabych dłoni i pędząc przed siebie.
     Tłum wokół mnie zamarł, aby po dwóch sekundach stłoczyć wokół oniemiałej i zszokowanej kobiety. Uśmiechnęłam się pod nosem, omijając zbiorowisko i przecinając ruchliwą ulicę. Szybkim krokiem ruszyłam przed siebie, chwytając mocniej pasek torebki i zaciskając dłoń w pięść.
        -Świetnie. Czekamy na ciebie- usłyszałam.
     Kiedy oddaliłam się na kilka kroków od miejsca zamieszania, odwróciłam się, chcąc się upewnić, czy obcy mężczyzna faktycznie nie idzie za mną. Natychmiast założyłam na głowę kaptur mojej kurtki i wsunęłam do ust papierosa, przygarbiając się. Kimkolwiek był ten chłopak, nie mógł wydostać się z tłumu, co chwilę szturchany przez kolejne osoby, chcące w jakiś sposób pomóc starszej pani.
     Naciągnęłam mocniej kaptur, oddalając się z miejsca wypadku, modląc się, aby nikt nie powiązał mojej osoby z jabłkami. Miałam wystarczająco dużo problemów, a kolejny wcale by mi nie pomógł.
     Po kilku minutach w oddali zamajaczył szyld kawiarni, która była moim celem na daną chwilę. Nieznacznie przyspieszyłam kroku, chcąc jak najszybciej znaleźć się na miejscu. Chwyciłam czarną klamkę od drzwi, ciągnąc ją, jednocześnie przyklejając do ust sztuczny uśmiech i obdarzając nim wychodzącą ze środka rodzinę z dwójką małych dzieci.
     Nie musiałam się rozglądać po wnętrzu, od razu zobaczyłam dobrze zbudowanego, ciemnowłosego chłopka. Gdybym nie musiała z nim współpracować i automatycznie nie znała jego historii, pomyślałabym, że Josh jest modelem. Cóż... jego wygląd musiał mu bardzo pomóc w jego ''pracy'' jak nazywał zwyczajną kradzież.
     Obok niego siedziała Amanda, wysoka i szczupła nie-rudowłosa dziewczyna, nie potrafiąca zaakceptować koloru swoich włosów, jednocześnie nie będącą w stanie na ich przefarbowanie. Nie mam pojęcia skąd się wzięła, wszystko co o niej wiem to tylko to dlaczego Azoff zwrócił na nią uwagę. Była genialnym informatykiem i hakerem, potrafiącym wejść na stronę rządową i wykraść stamtąd najważniejsze dokumenty, dzięki czemu w każdej chwili może rozpętać III wojnę światową. Przynajmniej zarzekała się, że nie ma czegoś takiego w planach, ale czego można się spodziewać po dziewczynie, mówiącej, że nie ma rudych włosów, podczas kiedy wszyscy doskonale widzą właśnie TEN kolor?
     Naprzeciwko dwójki - na pozór - normalnych nastolatków siedział dużo starszy mężczyzna, całkowicie skupiony na swoim telefonie. Na jego głowie znajdowała się czapka z daszkiem, a na nosie, wielkie okulary przez co nikt nie mógł dojrzeć jego twarzy. Jeffrey - jak brzmiało jego imię - nie mógł sobie pozwolić na bezkarne wyjście na ulicę od kilku tygodni. A dokładniej mówiąc od czasu, kiedy zaczął prowadzić rozmowy z Harrym Stylesem, pomagając przenieść One Direction do jego firmy, przez co stał się głównym celownikiem paparazzi.
     Wywróciłam oczami, kiedy odwrócił się w moją stronę, ponaglając mnie wzrokiem. Skinęłam głową kelnerce, składając swoje zamówienie i wskazując palcem miejsce, gdzie ma mi je przynieść, a następnie powoli skierowałam się w stronę stolika.
        - Ileż można? - jęknął chłopak, kiedy pojawiłam się w zasięgu jego wzroku.- Zdążyłem okraść pięć osób i jednego dzieciaka...
        - Josh...- Jeffrey spojrzał na niego, mrużąc oczy.- Przynajmniej nie rób tego przy mnie, dobra? Chce mieć czyste sumienie.
        - Cokolwiek szef karze - uśmiechnął się, unosząc do góry ręce, w obronnym geście. Prychnęłam pod nosem, wsuwając się na wolne miejcie obok Amandy. - Dostałaś tę robotę?
        - Tak- rzuciłam, ściągając ze swoich ramion kurtkę.- Nawet nie spojrzał na CV, tylko wrzucił do niszczarki. Myślę, że marzył o moich cyckach - dodałam przypominając sobie zadowoloną minę mojego ''szefa''.
     Jeffrey chrząknął głośno, kiedy przy stole pojawiła się kelnerka z parującą kawą. Uśmiechnęłam się do niej, biorąc do rąk ciepły napój i zanurzając w nim usta. Nie mam pojęcia, kiedy następnym razem będę mieć czas, aby napić się w spokoju czegokolwiek.
        - Potwórzmy plan.- Azoff odłożył telefon na blat i spojrzał na naszą trójkę stłoczoną na niewielkiej kanapie. - Każdy z was dostał pracę w Modest!Management, ale nie możecie pokazać, że się znacie. Pod żadnym pozorem, jesteście dla siebie obcymi ludźmi, jasne?- łypnął na nas unosząc do góry wskazujący palec.- Nie kontaktujecie się z Little Mix, 5 Second Of Summer, ani broń Boże z One Direction. Unikacie ich jak ognia, odpowiadacie wymijająco, nie możecie doprowadzić do tego, że zaczną podejrzewać, że zacząłem działać, jasne? Poproszono mnie o pomoc w wydostaniu One Direction, ale nie musiałem spełniać tej prośby. - zaznaczył - Zaprzyjaźnijcie się z ludźmi, którzy tam pracują, a w odpowiednim momencie pociągnijcie ich za język. Wszystko co wam powiedzą, bezpośrednio przekazujecie mnie. Codziennie wieczorem macie składać mi relacje z całego dnia, zrozumiano?
     Posłusznie skinęłam głową, kątem oka obserwując pozostałą dwójkę moich ''wspólników''.
        - Amanda, dostałaś pracę w oddziale reklamowym - powiedział, skupiając swoją uwagę na dziewczynie obok mnie - masz dostęp do wszystkich spotkań, wywiadów, promocji, dlatego musisz za wszelką cenę je monitorować. Masz być pewna w stu procentach, w jakim miejscu i o której godzinie będzie One Direction, kiedy się z tobą skontaktuje. Na moje polecenia, będziesz się włamywać do systemu i zdobywać to o cię poproszę, zrozumiano?- rudowłosa pokiwała głową, wywracając oczami.
        - Josh, ty opracujesz w dziale pocztowym, a tam jest najwięcej plotek. Musisz uważnie słuchać, ponieważ zabezpieczasz nasze tyły. Jeżeli usłyszysz cokolwiek, na temat jakichś szpiegów, bezzwłocznie do mnie dzwonisz jasne? Phoebe, a ty...- zwrócił się do mnie, nie czekając na odpowiedź chłopaka. - Masz najtrudniejsze zadanie. Jesteś najbliżej właściciela Modest, musisz być czujna na każdy jego ruch. Uważnie go obserwuj, to on rozmawia z One Direction i wydaje im nowe nakazy i zakazy. To co będzie się z nimi działo, zależy od niego. Musisz przewidzieć każdy jego ruch, i przede wszystkim nie wtrącać się, jasne?
     Skinęłam głową rozglądając się po lokalu i zatrzymując swój wzrok na oknie na przeciwnej ścianie. Zmarszczyłam brwi, kiedy zauważyłam znajomą postać stojącą na ulicy. Przekrzywiłam głowę, próbując rozpoznać kim była ta osoba i...
        -Kurwa- rzuciłam, kiedy uświadomiłam sobie kim była tajemnicza postać.- Piesek Modestu tu jest. I patrzy na nas.

*******
Mamy jedynkę! Dołączajcie do obserwatorów i podzielcie się swoimi opiniami :)

4 komentarze:

  1. Ciekawe, zobaczymy co będzie dalej ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawie się zapowiada :) akcja się rozwija i już nie mogę się doczekać na next ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Super blog! Szkoda tylko że na perdu nie można dodawać komentarzy jako anonim.
    Hana

    OdpowiedzUsuń