niedziela, 31 maja 2015

Chapter Five

*******

~Niall~

     Kolejna pusta butelka piwa, wylądowała na białym dywanie, dołączając do leżącej już tam sterty przezroczystych naczyń. Nie zwróciłem uwagi, kiedy jedna z nich przechyliła się, wylewając resztkę alkoholu, przez co zniszczyła drogi materiał. Znudzony, skakałem z kanału na kanał, starając się znaleźć przynajmniej jeden program, który nie pieprzyłby o cudownych zaręczynach Louisa. Od samego rana, bombardowany byłem nie tylko uroczymi zdjęciami zrobione przez obecne tam fanki, ale również męczącymi telefonami od dziennikarzy. W efekcie końcowym, wyłączyłem telefon.
     Modest! Management, potrafił wywołać zainteresowanie, kiedy najbardziej tego potrzebował. Wykorzystał Danielle i Liam'a,  zaręczyny Perrie i Zayn'a, a teraz pora na Louis'a. Najbardziej szkoda było mi Harry'ego, najgorzej znosił rozstanie z szatynem.
     Zdenerwowany wyłączyłem telewizor,  wstając i chwiejnym krokiem idąc w stronę tarasu. Nie przejmowałem się padającym w całym Londynie deszczem - chciałem jedynie trochę odetchnąć. Oparłem się o kolumnę, wkładając ręce do kieszeni, wdychając świeże i zimne powietrze. Obserwowałem lejące się strugi deszczu, nerwowo przygryzając wargę. Ostatnie słowa szefa Modest, ciągle huczały w mojej głowie, nie pozwalając zrelaksować się chociaż na chwilę. Bałem się, że zarząd w obawie przed plotkami o mojej orientacji, doczepi jakąś modelkę, aktorkę, albo Bogu winną dziewczynę na pokaz. Nie chciałem okłamywać fanów i patrzeć ich zawiedzione miny, kiedy dowiedzą się, że to fejk.
      Westchnąłem siadając na zimnych kafelkach i opierając głowę na ramionach. To, że byłem sam, kiedy reszta chłopaków spędzała wolny czas w towarzystwie swoich partnerek, albo partnera, potęgowało moją samotność. Dodatkowo zarząd przypomina mi o tym fakcie na każdym kroku.
     Drgnąłem kiedy z kieszeni spodni wydostał się dźwięk przychodzącego połączenia. Niechętnie chwyciłem urządzenie, kątem oka patrząc na nieznany mi numer. Wahałem się przez chwilę, decydując się w końcu na odrzucenie połączenia. Nie miałem ochoty na rozmawianie z kimkolwiek.
     Kieszeń ponownie zadrgała, a ja zdenerwowany, wyłączyłem telefon.
        - Pieprzcie się - syknąłem biorąc do ręki kolejną butelkę alkoholu.

~Luke~

        - Nie odbiera - westchnąłem nerwowo przeczesując ręką włosy. Zrezygnowany spojrzałem na swoich przyjaciół, trzymających brunetkę w mocnym uścisku - Co chce zrobić Azoff? - zapytałem dziewczynę siadając przed nią.
        - Skąd mam wiedzieć? Nikogo takiego nie znam! - krzyknęła próbując wyrwać się chłopskim. Głośno westchnąłem opierając głowę na rękach. Tępo wpatrywałem się w dziewczynę, zastanawiając się dlaczego to właśnie ją Jeffrey wyznaczył do tego zadania. Niewątpliwie była piękną dziewczyną, jednakże oprócz ładnej buzi, musiała mieć coś jeszcze.
     Westchnąłem głośno, wstając z metalowego krzesełka i podchodząc do ciemnego biurka, stojącego na samym środku pokoju. Odsunąłem jedną z szuflad, rzucając na blat niebieską teczkę, którą z samego rana przekazał mi prywatny detektyw. Ze środka wydostało się kilka fotografii, które natychmiast chwyciłem i nerwowym krokiem podeszłym do Phoebe.
        - Jeżeli nie wiesz kim jest Azoff, to kto to w takim razie jest?
     Odwróciłem fotografie, aby brunetka mogła zobaczyć ich zawartość. Zdjęcia, które trzymałem, zrobione zostały w dniu, kiedy Henley dostała pracę w Modest. Dokładnie ukazywały scenę spotkania w kawiarence z tajemniczym mężczyzną, którym okazał się Jeffrey Azoff.
     Nastolatka głośno wciągnęła powietrze, nerwowo rozglądając się po pomieszczeniu. Cierpliwie czekałem, aż dziewczyna zacznie mówić.
        - J-ja... t-to nie t-tak...
        - Skończ pieprzyć Henley!- warknąłem uderzając rękoma w biurko. Moja pierś gwałtownie opadała i unosiła się ze zdenerwowania. Zacisnąłem dłonie w pięści, starając się uspokoić. Przez ten cały czas, dziewczyna wpatrywała się we mnie z ciekawością. - Doskonale wiemy, że znasz Azoff'a. Jaki. Jest. Jego. Plan?
        - Myślisz, że wam powiem? Nie mogę tego zrobić, mam zakaz. Lepiej mi powiedz, skąd wy o tym wiecie? - zapytała unosząc brew.
        - Wiedzieliśmy, że Jeffrey nie przepuści okazji, aby zgarnąć One Direction dla siebie. Może i ma własny Management, ale to nadal snobistyczny dupek marzący tylko o pieniądzach.
     Niebieskooka poruszyła się, mrużąc oczy. Wpatrywałem się w nią przez kilka sekund, aż alarm w zegarku Michaela rozbrzmiał w całym pomieszczeniu. Właśnie skończyła się przerwa Phoebe, więc chcąc nie chcąc musieliśmy wypuścić dziewczynę, nawet jeżeli nic konkretnego nam nie powiedziała.
     Skinąłem na Ashton'a i Calum'a, którzy trzymali nadgarstki dziewczyny. Rozluźnili swój uścisk, a brunetka natychmiast poderwała się z miejsca.
        - Mam nadzieję, że Azoff nie zawali. - powiedziałem, kiedy otwierała drzwi. Znieruchomiała na kilka sekund. - To są nasi przyjaciele, chcemy dla nich jak najlepiej.
     Głośny trzask drzwi jeszcze długo roznosił się po ciemnym pomieszczeniu.

******
Jak myślicie o co chodzi 5SOS? I jaki jest plan Azoff'a?
Króciutki wiem :(
Odcinek bez gifów, bo blogspot coś spieprzył z ustawieniami. Źle układa mi gify i koszmarnie to wygląda :/

8 komentarzy = next!



+ kto chce być informowany o nowych odcinkach, niech zostawi namiary na siebie w zakładce ''Informuję''

niedziela, 24 maja 2015

Chapter Four


*********  

~Phoebe~

     Słońce powoli chowało się za ścianami budynków znajdujących się obok Tamizy. Dzisiejszy dzień był wręcz idealny, aby wyjść na spacer ze swoją drugą połówką, pooddychać świeżym powietrzem i przez chwilę zapomnieć o swoich problemach. Rozejrzałam się dookoła, szukając wzrokiem ukrytego reportera z aparatem, gotowym w każdej chwili zrobić zdjęcie.  Za kilka minut wybije siódma, a co za tym idzie, kuter który wynajął Louis odbije od brzegu, tym samym rozpoczynając nasz teatrzyk.
        - Przeklęty krawat! - usłyszałam zdenerwowany głos szatyna, który wyłonił się spod pokładu. Pociągnął za wąski materiał, zrywając go ze szyi i rzucając na pokład - To i tak ma być pieprzone przedstawienie, nie muszę się aż tak kurwa starać. - dodał siadając na jednym z przygotowanych krzeseł. Westchnęłam cicho, biorąc krawat i zakładając go na szyję szatyna. Warknął ostrzegawczo, kiedy tylko pojawiłam się w zasięgu jego wzroku. Z niewiadomych mi przyczyn, od wczorajszego spotkania, odnosił się do mnie z wrogością - Uważaj - zawołał, kiedy moje palce musnęły fragment garnituru. Nie musiałam pytać - doskonale wiedziałam, że jest to część garderoby Harry'ego.
     Odsunęłam się od chłopaka, kiedy krawat znalazł się już na swoim miejscu. Zerknęłam na zegarek, odliczając ostatnie sekundy. Kilka chwil później łódź, odbiła od brzegu, przez co zmuszona byłam do schowania  się w bezpiecznym miejscu, gdzieś gdzie ze spokojem będę mogła kontrolować całą sytuację. I wkroczyć, gdyby coś poszło nie tak. Przygładziłam białą bluzkę i czarną kamizelkę, udając się w stronę barku, gdzie stał już jeden z kelnerów. Skinęłam mu głową, wymijając go i siadając za barem - w ten sposób reporter nie uchwyci mojej sylwetki na zdjęciu, a Larry Shipper nie będą mieć dowodu na to, że jest to sprawka Modest.
     Spuściłam wzrok na swoje dłonie, ignorując sztuczny i zbolały uśmiech Louisa posłany w stronę wchodzącej Eleanor. Jej również nie podobała się wizja fałszywych zaręczyn. Z tego co zdążyłam dowiedzieć się od Amandy, sama panna Calder była już w stałym związku, który tak samo jak związek Louisa i Harry'ego - został starannie zatuszowany przez firmę w której "pracuję". Mimo to, Eleanor zgodziła się ukrywać orientację Louis'a, ślepo robiąc to czego się od niej oczekuje. Nie pochwalam takiej postawy, jednak podziwiam tę dziewczynę za to jak to wszystko wytrzymuje. Fanki chłopców nie są głupie - wręcz przeciwnie - są zbyt mądre. Doskonale wiedzą, kiedy wkraczamy do akcji, kiedy Modest zabronił czegoś chłopcom... Obawiam się, że gdyby chciały i wspólnie połączyły siły, firma tak bardzo przez nie znienawidzona, przestałaby istnieć.
        - Pięknie wyglądasz, kochanie. - zawołał Louis, całując brunetkę w policzek i prowadząc ją w stronę zastawionego stołu. Odsunął krzesło, pomagając usiąść swojej ''dziewczynie''. - Jak ci minął dzień? - zadał kolejne pytanie, starając się nie pokazać obrzydzenia na twarzy. Westchnęłam cicho, żałując, że nie wybiłam tego pomysłu z głowy Louis'a. Przecież mógł zorganizować ''romantyczną kolację'' u siebie w domu. Nikt nie sprawdzałby, czy faktycznie upadł na kolano i wsunął pierścionek na palec Eleanor, czy nie schował go w deserze. Nie miałby widowni, a co za tym idzie - po pół godzinie mogłoby być po wszystkim.
        - Całkiem dobrze - Calder uśmiechnęła się, pocieszająco klepiąc dłoń Tomlinson'a. Wiedziała jak teraz się czuł, chciała mu w jakiś sposób pomóc przez to przejść. Gdyby tylko mogła, nie przyjęłaby''oświadczyn'', ale z góry kazano powiedzieć jej ''tak'' - Po południu wyszłam z Jenną na spacer. A jak  ciebie? Słyszałam, że szykujecie się do wydania nowego albumu?
     Szatyn skinął głową, dając znak kelnerowi, aby podał jedzenie. Obserwowałam jak mężczyzna obok mnie, chwyta przygotowaną już wcześniej tacę, i zanosi na stół. Wszystko szło zgodnie z planem; po romantycznej kolacji, para miała przejść na dziób statku i obserwować niebo. Następnie Louis miał uklęknąć i ''oświadczyć się '' ku radości wszystkich homofobów pracujących w Modest.
      - Tak, pracujemy nad czwartym albumem, będzie się nazywał ''Four''... - odsunęłam się od baru, nie chcąc słyszeć więcej z rozmowy ''zakochanych''. Cały ten teatrzyk był przyszykowany tylko dla kelnerów; oczekiwaliśmy, że nie wywiążą się ze swojej umowy, a konkretniej z punktu dotyczącego dyskrecji i opiszą w internecie przebieg oświadczyn. Przyszykowaliśmy się na każdą ewentualność. Nic nie mogło zepsuć dzisiejszego dnia.
     Raport jaki złożyłam wczorajszego wieczoru Azoffowi, nie zadowolił go. Zaniepokoiła go informacja o fałszywych zaręczynach, przez co musiał zmienić taktykę. Nie powiedział dokładnie co uległo zmianie - mamy jedynie robić to co robiliśmy i nie rzucać się w oczy. W odpowiednim momencie, zostaniemy poinformowani o zmianie planu. Amanda,sfałszowała bilingi, które dzisiejszego ranka wylądowały na biurku Griffiths'a. Staruszek nie był zadowolony z rezultatów - Bild przecież nie jest wiarygodnym źródłem informacji, a to własnie on miał ogłosić światu wieść, że Louis Tomlinson zmienił swój status z ''chłopaka'' na ''narzeczony''.
     Obróciłam się spoglądając na Tomlinson'a. Cały jego dzisiejszy strój, był wyjęty z szafy Harry'ego. Uśmiechnęłam się, zauważając jak szatyn wręcz tonie w czarnym materiale. Spodnie - wcześniej zwężone i skrócone - podtrzymywane były przez czarne szelki, starannie ukryte pod marynarką, która jako jedyna została w nienaruszonym stanie. Louis wręcz zaklinał, aby nikt nie dotykał góry marynarki, co ku niezadowoleniu Richarda, trzeba było uczynić.
     Chrząknęłam znacząco, przez co wzrok Louis'a spoczął na moją sylwetce. Po kryjomu stuknęłam się w zegarek, niemo każąc chłopakowi się pośpieszyć. Za kilka minut będą w zasięgu wzroku podstawionego fotografa i kilku fanów.
        - Eleanor, chciałbym ci coś pokazać - chłopak odsunął krzesło dziewczyny, chwytając ją za rękę i prowadząc na sam czubek statku. Zerknęłam na ląd, rozpoznając znaczną grupę czekających tam osób. Zmarszczyłam brwi, kiedy policzyłam wszystkie fanki. Poinformowałam tylko pięć, a na brzegu stało ich co najmniej trzydzieści. Któraś z nich musiała rozpowszechnić informacje o spotkaniu Louis'a w internecie.
     Zagryzłam wargi, nie chcąc zwrócić na siebie niczyjej uwagi, kiedy z moich ust wyszło kilka słów przekleństw. Mam nadzieję, że Tomlinson mimo tak szerokiej widowni się postara, aby to wszystko było jak najbardziej autentyczne. Nawet nie chciałam myśleć o tym, jaki opieprz mogłabym dostać od Griffiths'a, gdyby coś poszło w tej chwili nie tak.
     Głośny krzyk zaskoczenia, zmusił mnie do spojrzenia na dziób statku i skontrolowania przebiegu poczynań chłopaka. Eleanor zaszklonymi oczami wpatrywała się w klęczącego przed nią Louis'a trzymającego pierścionek w ręku. Wstrzymałam oddech, kiedy usta szatyna poruszyły się wypowiadając długo oczekiwane przez wszystkich słowa. Odległość w jakiej stałam uniemożliwiała mi zrozumienie tego co mówi Louis, jednak energiczne kiwnięcie głową brunetki i rzucenie się na szyję sztucznie uśmiechniętego chłopaka, potwierdziły moje przypuszczenia: Louis Tomlinson oświadczył się Eleanor Calder. A ona powiedziała ''tak''.
        - To takie romantyczne... - powiedziała stojąca obok mnie kelnerka, wycierając z policzków łzy wzruszenia - Ile bym dała, aby mój chłopak patrzył na mnie tak samo jak Louis na Eleanor!
Masz na myśli obrzydzenie i wstręt?
     Z zadowoleniem patrzyłam jak zaskoczone fanki robią zdjęcia ''zakochanej'' parze i radośnie się przekrzykują. Wyciągnęłam telefon, wystukując krótką wiadomość i wysyłając ją do Azoffa. Mam nadzieję, że niedługo wkroczy do akcji.

*******
OMG, Louis... 
Mamma mia, dostałam od Was aż 6 komentarzy! :D

8 komentarzy = next!
Wiem, że dacie radę ;)


sobota, 16 maja 2015

Chapter Three


*****

~Phoebe~

     Zdezorientowana usiadłam za biurkiem, tępo wpatrując się w leżące przy mnie dokumenty, na których widok skakało mi ciśnienie. Siłą powstrzymywałam się, aby nie opuść budynku, głośno trzaskając drzwiami, aby pokazać wszystkim w jakim jestem obecnie nastroju. Dodatkowo plan Griffiths'a koligował się z moim, czego skutkiem była afera zaręczynowa Louisa i Eleanor.
     Warknęłam pod nosem, przeczesując ręką włosy i jednocześnie próbując wymyślić sposób na obejście żądań, postawionych przez starca. Być może nie muszę zawiadamiać wszystkich mediów i fanów; mogę przecież napuścić na Louisa jednego, marnego i najgorszego reportera, jakiego tylko widział świat i co najwyżej pięcioro fanów, to wszystko. Szatyn nie będzie czuł się tak bardzo niekomfortowo, kiedy upadnie na jedno kolano... ponownie.
     Przesunęłam wzrokiem po papierach, decydując się ułożyć je w dwa stosiki i jeden z nich zanieść mężczyźnie za drzwiami. Mimo, że była to mozolna i niebywale nudna praca, chciałam się z tym jak najszybciej uporać. Od dziecka wiedziałam, że nie będę pracować w biurze jako asystentka. Mimo, że ta praca była dla mnie przykrywką, z wytęsknieniem oczekiwałam godziny ósmej wieczorem, kiedy mogłam wreszcie zejść z posterunku.
     Białe kartki zręcznie przewijały się przez moje palce, skupiając całą moją uwagę, wyłącznie na sobie. Nie zwróciłam uwagi na dźwięk otwieranych drzwi, ani szybkich i natarczywych kroków.
        - Phoebe - drgnęłam, słysząc nieznany mi głos. Oderwałam się od papierów, spoglądając na osobę, która mi przeszkodziła. Louis Tomlinson. -  Bądź przy porcie koło Tamizy o siódmej wieczorem - warknął, odsuwając się. Założył ręce na piersi, eksponując swoje mięśnie, chcąc mnie w ten sposób przestraszyć. Cóż... udało mu się
       - Czy... wiesz ilu chcesz reporterów na miejscu?- zająknęłam się,próbując uniknąć wściekłego wzroku szatyna. - Fanów?
        - To ty o tym decydujesz, nie ja - zaśmiał się, mrużąc oczy. Skinęłam głową, sięgając po telefon, chwilę się zastanawiając i wybierając jeden z numerów, które miałam przygotowane na specjalnej liście. Założenie było takie, że miałam dzwonić do wszystkich z tych osób, ale skoro to ja mogę o tym decydować... - Co robisz?
    Uniosłam wskazujący palec przykładając go do ust i lekko przekrzywiając głowę. Czekałam, aż osoba po drugiej stronie,łaskawie podniesie słuchawkę i pozwoli mi na wykonywanie mojej ''pracy''.
        - Dzień dobry, nazywam się Phoebe Henley - powiedziałam do aparatu, kiedy po drugiej stronie odezwał się męski głos - Pracuję dla Modest! Management, chciałam poinformować państwa, że jutro odbędą się zaręczyny Louisa Tomlinsona i Eleanor Calder. Panu Tomlinsonowi bardzo zależy, aby ta informacja pozostała tajna do jutrzejszego wieczora, jednak chciałby - o ile to oczywiście możliwe - aby ten fakt ukazał się w najbliższym wydaniu gazety. Czy byliby państwo tacy uprzejmi i sfotografowaliby parę? - wyrzucałam z siebie słowa, ignorując zaskoczony wyraz twarzy Tomlinsona. Ściągnęłam brwi, wsłuchując się w słowa niewidzialnego dla mnie mężczyzny, aby po chwili wypuścić ze świstem powietrze - Niestety, ale nagrywanie filmu nie wchodzi w rachubę. Panna Calder nie życzy sobie zbiegowiska. Wyraziła zgodę tylko na zdjęcia, oraz na jednego reportera. Czy to Panu odpowiada? - wywróciłam oczami, skupiając się na sylwetce Louisa, siedzącego po drugiej stronie biurka z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. Nie podejrzewał, że to tak rozegram. Nie jestem twoim wrogiem, Louis - Port obok Tamizy, siódma wieczorem. Proszę zachować dyskrecję. - dodałam po chwili, rozłączając się bez pożegnania.
     Odłożyłam telefon, chwytając do ręki długopis i skreślając wszystkie pozostałe numery oprócz jednego - pod który dzwoniłam. Amanda zajmie się sfałszowaniem rozmów z pozostałymi.
        - C-co... k-kogo ty...
        - The Sun będzie świadkiem waszych zaręczyn - przerwałam chłopakowi, wrzucając kartki do niszczarki. - Powiadomię czwórkę fanów, jeżeli Harry chce przyjść niech to zrobi, ale pod warunkiem, że ukryje się i przebierze za fana. - podniosłam się z miejsca, chwytając plik dokumentów i podchodząc do drzwi Griffiths'a. - Idź już Louis. To, że poszłam ci na rękę, nie oznacza, że będę ciągle robić to samo. Powinieneś być teraz z Eleanor - odwróciłam się na kilka sekund, po czym zapukałam i weszłam do gabinetu mojego szefa.

~Harry~

     Metaliczny posmak krwi, otrzeźwił mnie na tyle, abym mógł przestać zagryzać swoją wargę. Pokręciłem głową, wstając z miejsca i kopiąc najbliższy przedmiot znajdujący się pod moimi stopami.
        - Harry, uspokój się! - silny uścisk dłoni Louisa, oplótł moje ciało, nie pozwalając mi na wykonanie, chociażby najmniejszego ruchu. Znieruchomiałem w ramionach szatyna, głośno oddychając. Oboje wiedzieliśmy, że zbliża się mój napad paniki, a tego chcieliśmy za wszelką cenę uniknąć. - Gdybym wiedział, że tak zareagujesz... nie mówiłbym ci.
        - Ona coś knuje, Louis! - szepnąłem, czując jak kropelki potu spływają po moim czole. Ponownie próbowałem wyrwać się z jego uścisku, jednak chłopak nie miał zamiaru mnie puścić. Mimo tego że był mniejszy i drobniejszy ode mnie, ciągle miewał przewagę w postaci swoich dobrze wyrzeźbionych ramion. - Nie chcę, żeby nas zniszczyli, oni już to robią, już nas oddzielają, nie pozwalają nam się nawet dotykać!- zapłakałem, opadając na silną pierś Tomlinsona. Niebieskooki, delikatnie gładził mnie po głowie, starając uspokoić, jednak czułem, że to nic nie da.
     Modest, zniszczył mnie tak bardzo, że każdy, chociażby najmniejszy zakaz, odbierałem jako atak, na swoją osobę i wpadałem w histerię. Rzucałem wszystkimi przedmiotami, które były pod moją ręką, płakałem, krzyczałem i nie dawałem się uspokoić.
       - Harry... Harry, proszę... proszę Harry,słuchaj mojego głosu... - rozpaczliwa nuta w głosie chłopaka, rozbrzmiała w mojej głowie, jednak nie reagowałem. Czułem jak moje ciało oplata coraz większy strach, jak zaćma zasłania mój umysł zostawiając jedną, jedyną myśl '' oni chcą was zniszczyć ''. Nie panowałem nad swoim ciałem, które po kilku sekundach opanowały drgawki i przejmujące dreszcze. Traciłem oddech, coraz bardziej się dusząc za każdym razem, kiedy rozpaczliwie starałem się zaczerpnąć powietrza. - Hazza... proszę... posłuchaj mnie, a będzie dobrze - Nie rozumiałem poszczególnych słów, więc nie potrafiłem spełnić prośby kogoś, kto do mnie mówił. Wymachiwałem rękoma, starając uwolnić się od przejmującego ciężaru, oplatające moje ciało, jednak kiedy rozpaczliwie się szarpałem, uścisk zwiększał się, odbierając mi resztki oddechu. Zrozpaczony załkałem, opadając na coś twardego za mną i chowając w tym czymś twarz. Wiedziałem, że to mój koniec. Wiedziałem, że to właśnie tak umrę. - Kochanie.... skarbie proszę...!- zacisnąłem mocniej oczy, chwytając dłońmi garść swoich włosów i krzycząc - Harry, to ja.. Louis! Hazza.... proszę skarbie, musisz się uspokoić, musisz zacząć normalnie oddychać...!
     Skoncentrowałem się na cichym uderzaniu czegoś, co znajdowało się zaraz obok mojego ucha. Lekkie, przyjemnie i delikatnie przyśpieszone uderzanie. Słuchałem tego odgłosu, zrównując z nim swój oddech. Gdzieś z tyłu słyszałem czyjeś słowa, jednak nie chciałem się w nie wsłuchiwać. Jednym bezpiecznym odgłosem, było ciche bicie czegoś, czego jeszcze nie zlokalizowałem. Czegoś, czego nie znałem.
     Tlen wreszcie został dostarczony do komórek w moim mózgu. Z radością zaczerpywałem nowe oddechy, pozwalając się zrelaksować całemu ciału. Strach powoli ustępował, a na jego miejsce wkraczało zmęczenie.
        - Hazza... - uchyliłem powieki, patrząc zamglonym wzrokiem na pochylająca się nade mną postać. - Harry...?
     Delikatna dłoń pogładziła mnie po policzku, przez co na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Zanim straciłem świadomość, uświadomiłem sobie, dzięki czemu się uspokoiłem; zlokalizowałem to tajemnicze uderzanie. To było serce Louisa.

************
Początek jest trochę dziwny, no ale...
Przepraszam za moja nieobecność, ale w zeszłym miesiącu miałam wypadek i teraz pozdrawiam z łóżka szpitalnego ;) Tak szybko mnie nie wypuszczą....

5 komentarzy = next!